"To nie ludzie odchodzą,
to tylko miejsca zostają nagle puste jakieś.
Biały leżak w ogrodzie,
stara damka, bezużyteczna,
ciasny korytarzyk, w którym miejsca było ciągle za mało,
poduszka, na której długo nikt nie usiądzie.
To nie ludzie odchodzą,
bo gdzież mieliby pójść,
gdy przestrzeń dookoła zamknięta taka".
Alicja Chlasta
_________________________________________________
List do przyjaciela...
...nie wiem, czy nazwałabyś mnie swoim przyjacielem, dla mnie to słowo bardzo wiele znaczy i wiem, że Ty byłaś moim... kiedy Andrzej zaprosił wszystkich Twoich przyjaciół, by powiedzieli parę słów przy urnie z Twoimi prochami, pozostałem milczący... jednak wracając samochodem w samotności z kilkoma łzami przepłynęło mi kilka myśli, które chciałbym przelać na papier, jako coś w rodzaju pożegnalnego listu którego nie zdążyłem do Ciebie napisać...
...nigdy mnie nie oceniałaś, ani razu nie czułem żadnej presji w stylu "powinieneś", "musisz" "dobrze", "źle"... nigdy nie dałaś odczuć swojej wyższości, to co wypływało z Twego serca nie było współczuciem, było czymś znacznie większym i pełniejszym... choć przyjęłaś "dar", a jednocześnie "brzemię", nigdy nie nadużywałaś tytułu, choć coraz częściej tytułowano Cię Rosi, ze skromności, prostoty i dojrzałości wolałaś jak mówiono zwyczajnie Małgosia... kiedy zdarzało się coś co niezbyt mi się udało, nawet solidna "plama", nie słyszałem nigdy słowa wyrzutu, a na Twojej twarzy pojawiał się najwyżej malutki uśmiech i odrobina zakłopotania... jakże często wystarczała Twoja obecność i spojrzenie, żebym coś sobie uświadomił, niestety nie zawsze to wystarczało, dla tak opornej osoby jak ja, choć moje starania były przejawem mojego szacunku do Ciebie... ten szacunek nie od początku się pojawiał, Twoje pierwsze mowy jak sama mówiłaś, sprawiały Ci trudność, bywały odrobinę nieporadne, a i Twój angielski był raczej skromny, czego oczywiście nie omieszkałem skrytykować... nie od razu odkryłem Twoje wielkie serce, dbałość o każdego kogo spotykałaś, tradycja była dla mnie niestety ważniejsza niż otwarte serce... nasz nauczyciel dostrzegł te i wiele innych cudownych cech dużo wcześniej niż ja... odkrywałem je przez tych 30 lat, ale nie odkryłem i nie doceniłem do końca... prawie 20 lat zmagań z zazdrością i moją głupotą, przy Twojej ogromnej cierpliwości i zrozumieniu... czemu tak często bywa, że doceniamy ludzi dopiero kiedy odchodzą... smutno mi gdy pomyślę jak rzadko okazywałem Ci moją wdzięczność, jak rzadko pokazywałem, że doceniam wszystko co robisz, jak bardzo Cię szanuję i jak wiele znaczy dla mnie to, że jesteś... wystarczała czasem sama świadomość, że jesteś, jakbym czuł Twoją obecność bez względu na odległość... chciałem Cię nie raz prosić o wybaczenie mi wszelkich moich potknięć i niemożności, ale czułem, że mam wszystko wybaczone zanim nawet poprosiłem... pomogłaś mi docenić moje życie, jego wspaniałość, wszystko co dostałem, cały ogrom szczęścia jakie mnie spotkało dotąd...wszystkie chwile, spędzone w Twoim towarzystwie były odłupywaniem grudek gliny, po kawałeczku, po kawałeczku, tak jakbym we wnętrzu tej grudy chciał znaleźć coś drogocennego, może diament, może złoto... ale po tych latach odłupywania, wszystko co znalazłem w środku bryłki, to mała grudka wyrobionej gliny, może nieco zmiękczona kilkoma kroplami łez, mała grudka takiej samej gliny z jakiej wszyscy jesteśmy zrobieni... ale odkryłem, że jest to największy skarb... znajdując choćby jednego człowieka, którego przyjmujemy bez chęci zmieniania go, to wielkie szczęście (cud), podobnym szczęściem jest spotkanie kogoś, kto tak przyjmuje nas, całkowicie takich jacy jesteśmy, dając nam całkowitą wolność i przestrzeń... jak powiedział Xawery, również ja uważam, że jesteś w sercach wszystkich przyjaciół, dlatego piszę ten list do Ciebie w tej formie, tym bardziej, że nie byłem przy Tobie w Twoich ostatnich chwilach... jesteś też w moim sercu i pozostaniesz, będziesz cząstką każdego działania, każdego grosza danego potrzebującemu, każdej chwili wysiłku, serca, uwagi poświęconej komukolwiek kogo spotkam, w moich radościach i smutkach... w taki sposób choć Twoje prochy w drewnianej urnie, złożono dziś i przysypano ziemią nie umarłaś, bo żyjesz w wielu z nas którzy mieli to szczęście Cię spotkać... to co nie do uchwycenia pozostawmy w ciszy... w słowach niech dźwięczy wdzięczność... dziękuję Ci za każdą chwilę, za tą chwilę... dziękuję Ci za wszystko... dziękuję
A letter to a friend...
...a friend is a meaningfull word for me, I don`t know if You considered me as a friend but I considered You as one for sure...when Andrzej invited all Your friends to say sth. under urn with Your ashes I remind silent... yet coming back home alone with some tears a few thoughts came through asking for flow and deflower white paper as a farewell letter to You I did not manage to write...
...You have never judged me, I never felt any preasure such as "you should", "you have to", "good", "bad"...You have never allowed that others feel Your superiority, what was flowing from Your heart was much more than compassion, it was much wider and more comlete... thow You have accepted a "gift" or a "burden", you have never misused the titul (degree), more and more often people called You Roshi, but from modesty, simplicity and maturity You prefered that they called You simply Małgosia... when I was really off, and goof up sth, I never heard a word of comlaining from Your lips, just a slight smile or a very gentle confunding on Your face... so often just Your presence and a look was enough to be aware of sth., yet not always it was enough for a disobedient persone as myself, yet my effort was always a way to show You my respect... but this respect did not show up from the begining, I couldn`t resist to criticise your first Dharmatalks, as you used to say they were a problem for you at the begining, not mentioning your English, tradition was also more important than open heart for me... I did not discouver at the start your great open heart and care for everyone... our teacher has discouvered it all and more much faster than me... I had to discouver it for all 30 years and did not finishe yet... about 20 years of struggle with jealousy and my stupidity with your great patience and understending... why is this so common that we appreciate someone after passing away... it feels sad to think how rare I did show You my appreciation to your work, how much I respect You and how much it means to me just your presence... just being aware that you are somewere, somehow even distance was not important... so often I wanted to ask Your forgiveness for my mistakes but it felt that You gave it to me even before I have asked... You`ve halped me to appreciate my life, its beauty, all I have received, all happyness till now... all moments spent in Your presence were pealing off clods of clay, peace by peace, like I`want to find diamond or a gold inside... but after years of klaking off all I fond inside was a small piece of clay, soft, mixed with a few drops of tears, a small clod of the same clay we`re all made off... but I have discouvered that this is a treasure... finding a single persone we accept without wanting to change is a miracle, similar if we meet someone who takes us like this, as we are, giving us a complete freedom and space... as Xavery has said and is my feeling too, You are in hearts off all friends that`s why I`m writing this letter to You in this form, all the more I did not asist You in Your last moments... You are in my heart and You will always be, You`ll be part of every of my action, every penny given to needy, every effort, heart, attention given to anyone met in all my joy and sorrow... this way dispite Your ashes in urn has been buried today and couvered with ground you did not die, You live in many of us who had luck to meet you... the ungraspable lets leave in silence... lets allow to sound in words gratitude... thank you for every moment, for this moment... thank You for all... thank You
Krzysztof Leśniak
_________________________________________________
Roshi...
Gdybyś miała indiańskie imię, pewnie brzmiało by ono, długo ale dosadnie: „Ta która jest żeby być z Tobą i Ta, której nie ma aby być z Tobą”….
Doświadczanie Ciebie - droga Roshi jako nieobecnej w świecie form i zapachów, nie ujmuje nic z głębokiego odczuwania Ciebie zapamiętale, acz w postrzeganiu moim bezwysiłkowo kwitnącej w każdym z Twoich uczniów.
W Twojej powadze nigdy nie czułam srogości tylko bezwzględną uważność słuchania, całkowite stopienie się z moją obecnością.
W Twojej radości - przekraczającą wszelkie (niepisane acz ustalone) normy - akceptację dla najmniejszego przejawu czegokolwiek.
Kiedy mój intelekt bezradnie rozkładał synapsy, uderzając koanem o swoje własne ściany, Twoje jedno czasem pytanie, słowo, nawet jeśli na tamten moment wskazywało moją niemoc przekroczenia, rozszczelniało co twardo zamknięte, podprowadzało do ścieżki przytomności.
Jak To jest być tak przeźroczystą i zarazem tak obecną?
Tak stopioną ze wszystkim i tak inspirującą jako Ty Sama w Sobie?
Tam gdzie kończy się natura mojego umysłu,
gdzie nie ma granicy między bólem serca i dotykiem pościeli
gdzie miłość delikatnym podmuchem wymiata iluzje, cele, strategie, interpretacje
Tam Ty jesteś
A Twoje odejście, które mimo twardych praw logiki nie następuje
jest moim Koanem
Za mało mam słów, przypominam sobie te znane i wymyślam nowe i nadal nic odpowiedniego, nic co pozwoliłoby wyrazić tą przedziwną tęsknotę. Tak nasyconą Twoją obecnością że nie ma niej zasadzie przestrzeni na ból. Choć bywa nam bardzo smutno...
Kłaniamy się nisko, trwając w naszej codzienności z Tobą.
Magda i Dominik
« lista artykułów