29 maja 2014 roku, Wilanów
Genro Roshi:
Dobry wieczór. Bardzo miła grupa zebrała się dziś wieczór. To dla mnie wielka przyjemność być tutaj z wami. Również spotkanie z moimi wieloletnimi przyjaciółmi Andrzejem oraz Małgosią daje mi dużo radości. Wasze zendo jest potężnym i pięknym miejscem. Energia jest tu zawsze dobra. Dziś wieczór jest wyjątkowo mocna i przejrzysta. Wasze samadhi jest w dobrej formie.
Mam tyle do powiedzenia, ale nie chcę mówić za długo, ponieważ pragnę żebyśmy zrobili dziś coś innego niż zazwyczaj. Wspomnę jednak o jednej rzeczy. Wczoraj zacząłem czytać książkę Gerry’ego Shishina Wicka Roshi, który jest moim bratem w Dharmie. Był on, przez ponad 40 lat, bliskim przyjacielem w Dharmie Maezumiego Roshi w Los Angeles.
Obecnie pisze on ksiażkę, która jest dostępna w formie blogu. Łatwo więc po nią sięgnąć:http://gerryshishinwick.blogspot.com/2014/0. Każdy może do niej zajrzeć, napisana jest w języku angielskim.
Jest to piękna lektura. Ukazuje tło powstawania zen w Los Angeles przez ponad 20 lat. Jest to rodzaj autobiografii Shishina. Opowiada o tym jak dojrzewał do rozpoczęcia praktyki zen, a więc o czasach przed tym, kiedy rozpoczął formalną praktykę. Później został jednym z uczniów Meazeumiego Roshi. Dodam, że był on szefem White Plum Asangha (Sanghi Białej Śliwy), zrezygnował z tej funkcji kilka tygodni temu. W pewnym sensie jest on też ‘dziadkiem’ waszego miejsca. Na tym blogu nie znajdziecie jego nauk,
ale możecie poznać historię amerykańskiego zenu.
Jednym z wątków, który chcę tu przywołać, a który on poruszył, są słowa nauczyciela Maezumiego Roshi – Koriyu Osaka Roshi. Jego zdjęcie wisi po lewej stronie od ołtarza. Koryu Roshi był nauczycielem świeckim szkoły rinzai, nie kapłanem. Założył i prowadził organizację o nazwie „Shakyamunikai”. Nie wiem co oznacza ta nazwa, ale trzy główne zasady jego nauczania to: „kai [kaj] jo [dżo] e [ej]. Te trzy japońskie terminy oznaczają:
‘kai’ to wskazania, ‘jo’ ? samadhi, ‘e’? mądrość. Są to trzy podstawy praktyki. ‘Kai’ – wskazania, prowadzenie dobrego życia, ‘jo’ – dobre zazen, prowadzące do samadhi , które z kolei prowadzi do mądrości, czyli ‘e’.
Mądrość to nasze życie, to kim jesteśmy w danej chwili. Nasze podstawowe życie, jedność z nim i absolutnie pełne połączenie ze wszystkim.
Do tych trzech podstaw naszej praktyki dodałbym jeszcze Wielką Determinację, Wielką Wiarę. Wiarę w to, że jesteśmy Buddą; że naprawdę jesteśmy Jednością, że jesteśmy całkowicie połączeni z esencją, ze wszystkim. Wiarę w to, że będąc tym wszystkim jesteśmy Buddą.
Wielki indyjski mędrzec i znakomity nauczyciel Swami Vivekanadna, który żył na przełomie XIX i XX wieku, o Wielkiej Wierze mówi tak: wyobraź sobie pokój, a w nim grupę uczniów (takich jak my). W tej grupie jest złodziej, złodziej nad złodziejami. Zaś za papierową, bardzo cieńką ścianą, znajduje się skarbiec pełen złota. Wyobraźcie sobie umysł tego złodzieja. On nie myśli o niczym innym, tylko jak zdobyć ów skarb – wyłącznie to ma w głowie! Z taką właśnie determinacją powinniśmy podążać Drogą.
*
W naszej praktyce bardzo ważna jest intencja. Śpiewamy zawsze w jakiejś intencji, palimy kadzidło też z intencją. Zasługi płynące z naszej praktyki, z zazen, z jakiejkolwiek praktyki, oddajemy innym. Nie trzymamy tej nagrody dla siebie. Chcemy, aby inni we wszechświecie mogli z niej także skorzystać. Pragniemy, by wszyscy skorzystali z naszej praktyki.
Gdy po raz pierwszy wziąłem udział w liturgii zen wiele lat temu
w Los Angeles, usłyszałem w dedykacji coś, co bardzo mnie poruszyło. Myślę, że wy też recytujecie te słowa w waszej dedykacji. Brzmią one tak:
„Zawsze kiedy rozlega się to wezwanie,
zostaje wysłuchane i znajduje odpowiedź.”
Gdy usłyszałem, że ‘wezwanie’ otrzymuje ‘odpowiedź’, pomyślałem: Boże, jakie to piękne! Czułem, że jestem w domu. Prawdziwie, głęboko w to wierzyłem, głęboko i prawdziwie praktykowałem te słowa. Odprawiałem modlitwy i śpiewałem sutry, dharani, mantry a ich zasługi cały czas dedykowałem innym. Zapraszam teraz do specjalnej Ceremonii Fajki w tradycji Indian Navahoo.
Proszę wyłączyć dyktafon i nie robić zdjęć.
*
Siedzieliśmy w kręgu i każdy z nas, po kolei, brał fajkę w dłonie, wymawiał w myślach intencję ? dla siebie lub dla kogoś innego ? wdychał dym (bez zaciągania się) i wydychał go.
Była to bardzo piękna i wyjątkowa praktyka.
« lista artykułów