Mowa dharmy Roshi Bernie
sessin, październik 2014, Kazimierz Dolny
Andrzej chciałby, żebym powiedział trochę o Zen Peace Order. Po pierwsze chciałbym zapytać was, czy to jest ok, czy jest ktoś, kto nie chciałby słuchać o tym?
Chyba powiedziałem już, że zaczęło się to 20 lat temu. Robiłem różne rzeczy i nie wiedziałem, co dalej. Chciałem robić coś, co dotyczyłoby zaniedbanych społecznych spraw. Żyłem w Stanach Zjednoczonych. To było w styczniu 20 l temu w moje 55 urodziny.
Ty jesteś z czerwca? Z maja, tego samego roku, jesteśmy w tym samym wieku, ty jesteś młodszy.
Andrzej – Dużo młodszy.
B - I jest też Paco, znacie go? On też urodził się w 1939 r. Ale jest 10 dni starszy ode mnie.
Andrzej – On jest b.wiekowy.
B – Tak, zawsze mówię o nim „stary”. Będzie w Auschwitz w tym roku. Poznacie go. Więc to było 20 l temu, były moje urodziny. Zdecydowałem się użyć tego określenia „plunge” (zanurzenie w sytuację). Zanurzenie jest jednym z narzędzi, które zacząłem używać w ZPO. Wszyscy mamy swoje zanurzenia, dla Andrzeja teraz jest oczywiście Małgosia. Kiedy miał czas, był z Małgosią, to było „dawanie świadectwa” (bearing witness). Nie wiemy nigdy, co z tego będzie dalej.
Chciałem zrobić coś dla biednych ludzi, chorych na Aids, ale nie wiedziałem, co konkretnie zrobić. Zdecydowałem się na mały retreat na schodach Kongresu Stanów Zjednoczonych. Niektórzy widzieli zdjęcie. Okazało się, że było wtedy b.zimno w Waszyngtonie, w czasie siedzenia padał na nas śnieg. Zaprosiłem ludzi na moje urodzinowe przyjęcie i musieli zrobić to ze mną, dać świadectwo temu, co dzieje się w naszym społeczeństwie, zastanowić się, co możemy zrobić, jak zatroszczyć się o te zapomniane części społeczeństwa. Siedzieliśmy 5-7 dni, nie pamiętam. To, co pojawiło się we mnie to to, że chciałbym pomóc stworzyć naczynie, przestrzeń dla ludzi, którzy byliby zainteresowani medytacją i społecznymi działaniami, i chcieliby komunikować się ze sobą na ten temat. Wróciłem do domu i powiedziałem mojej żonie Jishu o tym, że chciałbym zaprosić ludzi, którzy w taki sposób chcieliby działać i kontaktować się.
I zaczęliśmy być dużą grupą ludzi z różnych stron świata, którzy chcieli być tego częścią – to było wiele, wiele osób. Rok, czy 2 lata później, umarła moja żona. Umarła na początku 1998. Kiedy to się stało, zdecydowałem, że wezmę 1 rok urlopu Przez pierwsze 49 dni po prostu siedziałem z Jishu, dając tego świadectwo. Nie byłem tak aktywny w tym czasie. Było już dużo ludzi zaangażowanych, ludzi, których znacie – np Małgosia. Mieliśmy w USA grupę tzw założycieli, w której byłem ja, Jishu, Joan Halifax, o której pewnie słyszeliście, Enkyo O’Hara, Genro – znacie go, Eve Marko, która jest teraz moją żoną i inni. Spędziliśmy rok na tworzeniu wskazań ZPO. I stworzyliśmy najpierw 3 zasady – nie wiedzenie, dawanie świadectwa, działanie.
Zacząłem jeździć do Europy i spotkałem ludzi, którzy stworzyli grupę nauczycieli - założycieli ZPO w Europie. Ta grupa to – Andrzej, Małgosia, Genno Roshi, Michele, wielu których znacie, Barbara i Roland. Każdego miesiąca przez rok przylatywałem do Europy i studiowaliśmy razem. I kiedy Jishu umarła przestałem na rok. Wiele z tych osób to moi spadkobiercy Dharmy, wielu to przyjaciele, z sanghi Genpo, jak wiecie. Ktoś zapytał mnie rok temu, co robimy dalej i przez ostatni rok myśleliśmy o tym jak poświęcić temu więcej energii. Ostatnio stworzyliśmy możliwość członkostwa indywidualnego i grupowego. Żeby stać się grupą ZPO trzeba spełnić 2 warunki – trzeba zrobić jakiś rodzaj treningu – np studiowanie wskazań, liturgii, którą stworzyliśmy dla ZPO, lub jak Joan Halifax warsztat nt śmierci i umierania, opieki paliatywnej, czy praca dla uwięzionych – różne sanghi proponują różne treningi, np społeczne działania. Możecie wejść na stronę internetową ZPO i zobaczyć listę proponowanych w różnych miejscach treningów, także trening w przygotowaniu się do bycia Dharma Holder w ZPO – to ten, który studiuje wskazania ZPO. Kładziemy duży nacisk na wskazania ZPO. Umieszczamy także na stronie informacje, w co zaangażowane są różne grupy. Pozwala to ludziom, którzy nie mają sanghi, mieszkają daleko, a są zainteresowani, zorientować się, gdzie mogą pojechać, żeby wziąć udział w treningu. Prosimy także grupy ZPO, żeby przyjmowały zainteresowanych, którzy są spoza sanghi. Wszyscy razem tworzymy międzynarodową sanghę. Ludzie poznają się, dzielą się. Mamy grupę w Ameryce Łacińskiej, Europie, w USA. Są także indywidualni członkowie, którzy mogą należeć do grupy ZPO, ale nie muszą. Inną sprawą jest to, że prosimy grupy ZPO, żeby angażowały się w społeczne działanie. Bo zauważyliśmy, że są jeszcze sanghi, w których nauczyciele mówią, że nie można tego robić. Chcielibyśmy, żeby sanghi były otwarte na takie działania.
Żeby być indywidualnym członkiem musisz spełniać określone zobowiązania – zobowiązanie do regularnej praktyki medytacyjnej, zobowiązanie do jakiegoś społecznego działania, nie musisz jeszcze tego robić, ale powinieneś chcieć to robić.
Prosimy, żeby w południe zachować ciszę. Andrzej powiedział mi, że czasami to może być trudne, jeśli jesteście w pracy, nie zawsze możecie po prostu zatrzymać się.
Jestem w to zaangażowany od 30 lat i ciekawe jest to, że np byłem czasami na oficjalnych spotkaniach np z jakimś urzędnikiem państwowym – w południe wyjaśniłbym, że zatrzymuję się na chwilę w ciszy na rzecz pokoju, jeśli chcesz możesz się dołączyć. Robiłem to w czasie indywidualnych interview, mów Dharmy, zatrzymywałem się. To wspaniałe doświadczenie, które rozprzestrzeniało się do miejsc, o których nie macie nawet pojęcia.
Także prosimy o to, żebyś studiował wskazania i pracował w kierunku przyjęcia wskazań ZPO, które prawdopodobnie nie są różne od tych, które studiujecie tutaj. Są niewielkie różnice. Prosimy także, żebyś raz na 3 lata wziął udział w Bearing witness retreat. Jest wiele takich odosobnień w różnych miejscach na świecie, zamieszczamy na stronie internetowej informacje o nich. Jeśli nie jesteś w żadnej grupie ZPO lub żadnej innej grupie, mieszkasz z dala od jakiejkolwiek sanghi, prosimy żebyś wybrał jakąś grupę z umieszczonych na naszej stronie, w której będziesz brał udział w jakimś oferowanym przez nią treningu ZPO. W ten sposób wiemy, że jesteś gdzieś przyłączony. Prosimy także o zapłacenie rocznej składki w wysokości 180 $. Większość tych pieniędzy idzie na granty opłacające projekty ZPO. Jeśli pieniądze są jakimś problemem, to mówiłem Andrzejowi, żeby założył specjalne konto stypendialne Berniego, wpłacę tam pieniądze dla tego, kto chciałby dołączyć, a nie ma pieniędzy, żeby to zrobić. Pieniądze nie powinny być przeszkodą. Są także ludzie na świecie, którzy ofiarowują extra pieniądze na takie stypendium. Nie istnieje coś takiego w sanghach Zen, ale chcemy zrobić coś takiego, żeby wspierać projekty. Dam wam przykład interesującego projektu – jest mężczyzna także o imieniu Andrzej w Wiedniu, który kiedyś przeczytał „Instrukcje tenzo”, zainspirował się naszym projektem w Greystone, otworzył pub w Wiedniu, w którym pracują osoby niepełnosprawne. Teraz jest tam 40-50 niepełnosprawnych pracowników. Więc tego rodzaju projekty chcielibyśmy wspierać. Na Słowacji mieszka kobieta, która zajmuje się handlem ludźmi. Pracuje głównie z romskimi dziewczynami, którym pomaga wrócić do rodzin, piękna praca.
Działania ZPO nie są priorytetowe dla rządu. Na początku ZPO studiowaliśmy coś, co nazywa się socjokracja. Obecnie są takie kręgi socjokracji w południowej części Europy, północnej, na wschodnim i zachodnim wybrzeżu USA i w centralnej części Stanów. W Europie północnej Frank V.D jest w tym kręgu, ktoś z Niemiec, Petra z Holandii, mam nadzieję, że Andrzej będzie w tym kręgu, rozmawiałem z nim. W południowym kręgu jest Michele D., Emi – spadkobierczyni Genno Roshi, ktoś ze Szwajcarii. Ponieważ nie mamy kręgu w Ameryce Łacińskiej i Izraelu, to ktoś z Brazylii i z Izraela będzie też w tym kręgu.
I w tych kręgach będzie się dyskutować, co znaczy być członkiem ZPO, omawiać trudności z tym związane w danym regionie. Różne regiony mają różne trudności. Północny i południowy krąg w Europie, także krąg w USA będą wybierać członków do międzynarodowego kręgu. I ten międzynarodowy krąg w jakimś sensie zastąpi mnie. Wiele osób będzie mnie uważać dalej za założyciela i główną osobę, ale ten międzynarodowy krąg będzie reprezentować ludzi z wszystkich kręgów. Te kręgi nie będą mówić żadnym grupom ZPO, co należy robić, jakie działania podejmować, w jakich treningach brać udział, co studiować wewnątrz grup. Ale będą przypominać członkom, co jest ich podstawowym zobowiązaniem. To wszystko będzie można znaleźć na naszej stronie. O wszelkich zmianach w kręgach będziemy tam informować. Strona będzie w wielu językach, obecnie wszystko jest po angielsku, prawie wszystko po niemiecku, chcielibyśmy, żeby było też po francusku, polsku. Ostatnio tłumaczona jest też na holenderski, hebrajski, hiszpański.
Zapraszam was wszystkich do przyłączenia się. Czy są jakieś pytania?
Mariola – Czy indywidualna osoba może wybrać trening, w jakim chciałaby uczestniczyć, szkolić się?
B – Tak, lista szkoleń, które będzie można wybrać w różnych miejscach, będzie umieszczona na stronie. Są tutaj 2 osoby – Mariola i Agnieszka, które uczestniczą w naszej pracy Dawania świadectwa. One obie są w treningu związanym z Dawaniem świadectwa. Możecie zajrzeć na stronę internetową i znaleźć różne szkolenia.
Np Petra z Holandii robi teraz trening Upaya.
Agnieszka – Czy nasz krąg będzie należał do północnego kręgu?
B – Tak, Andrzej będzie reprezentantem, jest nauczycielem-założycielem. Kiedy powstanie krąg, będzie się spotykał co najmniej raz do roku. Kręgi kontynentalne raz na 1,5 roku. Krąg międzynarodowy co 2 lata. Kiedy powstanie krąg, zdecyduje, ile potrzebuje ludzi, kogo zaprosić do kręgu, jak często i gdzie chcą się spotykać.
Członkom kręgu ZPO pokryje koszty ich podróży.
Jacek – Czy możliwe będzie zaproponować jakiś projekt?
B – Będziemy mieli zespół-komitet składający się z kilku osób z USA i Europy, który będzie przeglądał propozycje, sprawdzał jakie mamy fundusze – nie mamy jeszcze dużo. I zespół ten zdecyduje o możliwości realizacji projektów. Mam nadzieję, że informacja o tym, że mamy fundusze zainspiruje ludzi do myślenia i tworzenia projektów. Nie będziemy mieli dużych pieniędzy, ale spodziewam się, że będą to pieniądze na rozpoczęcie projektów. Kto wie, może za 5 lat będziemy ich mieli dużo. Mam poczucie, że będzie się to rozwijać. Większość pieniędzy pójdzie na projekty, mniejszość na pokrycie kosztów podróżowania, docierania na spotkania kręgów i na pracę administracyjną.
Jacek – Jak wiele osób jest w to zaangażowanych?
B – W tym momencie mamy około 50 – 60 osób w 20 grupach. Jak mówiłem są grupy w USA, Izraelu, Ameryce Łacińskiej, Europie. Większość to osoby, które są zaangażowane z nami od dłuższego czasu. Także spoza sangh. Mamy nadzieję dotrzeć do zainteresowanych osób z różnych miejsc, także takich, które nie są w żadnej grupie. W waszej sandze są 4 osoby, które się zapisały – Mariola, Agnieszka, Ola Kwiatkowska - po urodzeniu dziecka będzie trochę tutaj ze swoją matką, Damian – w Londynie. Spotykamy się w różnych miejscach jak np Auschwitz. Jakieś jeszcze pytania? Andrzej zechciałbyś coś powiedzieć?
Andrzej – Wielu z nas zna idee ZPO i jego początki w Polsce, nazywało się to wtedy Wspólnota Pokoju. Wspólnota inspirowała do społecznych akcji np. do projektu „Uśmiechnij się”. Tak jak Bernie mówił o nawiązywaniu do projektów istotnych w danym regionie. Społecznym działaniem może okazać się twój sąsiad, który potrzebuje pomocy. I twoim projektem będzie wtedy zapukanie do jego drzwi i zapytanie – jak mogę ci pomóc? To nie musi być projekt Uśmiechnij się, który miał w założeniu zmienić coś w kulturze kraju. Teraz musimy powrócić do bardziej aktywnego myślenia. Większość z nas zna praktykę kręgu.
B – To jeszcze jedna sprawa. Musimy poprosić każdego członka, żeby wziął udział w kręgu.
Andrzej – W naszej sandze praktykujemy uczestnictwo w kręgu.
Hania – Także projekt wśród uwięzionych.
Andrzej – Kiedy zajrzymy na stronę Wspólnoty Pokoju przekonamy się, że było kilka społecznych działań, które czasowo zaprzestaliśmy. To, co staram się powiedzieć teraz, że działania kluczowe dla ZPO, o których mówił Bernie, są nam bliskie – medytacja, krąg, dzielenie się, 3 zasady – zawsze odwołuję się do nich, nie mogę nie odwoływać się do nich – jesteśmy zaangażowani w to. To, co powinniśmy zrobić teraz, to minuta ciszy i zobowiązanie, że chcielibyśmy wejść na tą drogę i skontaktować się z innymi grupami. Bo my robimy swoje i nie kontaktujemy się z innymi grupami. To, co Bernie proponuje, to kontakt.
Agnieszka – Mariola skontaktuje nas z Belgią.
Andrzej – To od czego możemy zacząć – na następnym sesshin w W-wie-Wilanowie, możemy poświęcić trochę czasu na zastanowieniu się, co chcemy robić, jak to robić.
Pytanie do Agnieszki – Może zechciałabyś powiedzieć o tym dlaczego ty dołączyłaś?
Agnieszka – Byłam w Birmie i w Kambodży. Wracając z Birmy byłam w szoku, w Kambodży – społeczne relacje były kompletnie zniszczone. Po Auschwitz pomyślałam o zrobieniu takiego odosobnienia w Kambodży. Kiedy wróciłam do Europy dowiedziałam się, że Birma też nie jest taka pozytywna jak myślałam, tam miały miejsce wydarzenia zachęcające do zabijania Muzułmanów. Drugim powodem była choroba naszej Roshi.
Bernie –Alan Senauke założył w Stanach - Buddyjskie Stowarzyszenie Pokoju. Jest asystentem przeora w ośrodku Zen w Berkeley. Robi wiele działań upaya, ale jego specjalnością są działania w Birmie. Jest teraz członkiem ZPO. To, co może zaproponować to trening wokół tego, co dzieje się tam, a także w Indiach – pracuje z nietykalnymi w Indiach. Spędził tam wiele lat. Jego sangha w Berkeley wyrosła z sanghi ośrodka Zen w San Francisco Roshiego Suzukiego. Mógłby być pomocny w działaniach osób zainteresowanych.
Agnieszka – Dlatego pojechałam do Rwandy. Polska ma podobną kulturę, co Stany.
Rwanda leży na innym kontynencie, ma inną mentalność. Pojechałam, żeby zobaczyć jak pracować na innym kontynencie. Byli tam ludzie z Izraela, którzy działają na Sri Lance. Oni mają też kontakty w Kambodży.
Berni – Robią też dużo w Izraelu i Palestynie... A Twoje uczucia, Mariola?
Mariola – Dlaczego dołączyłam?
Bernie – Nie podpisałaś jeszcze wszystkich papierów. Ale dlaczego myślisz podobnie?
Mariola – Zaczęło się kilka lat temu w Auschwitz. Poczułam, że to straszne miejsce, które jest symbolem horroru w Polsce, ma w tym samym czasie potężne możliwości uzdrawiania. Więc kontynuowałam jeżdżenie tam przez kilka lat. Widzę zmiany w moim życiu, jak to wpływa na mnie, na bycie bardziej otwartą na to, co dzieje się wokół mnie. Mój pomysł był związany z tym, że uważałam, że odosobnienie tam potrzebuje więcej Polaków. Moim zdaniem Polacy tam są niewidzialni. W mojej opinii zwykle jest to mała grupa Polaków na ogół z naszej sanghi. W szkole dowiadujemy się o tej części naszej historii. Dla mnie samej uzdrawiający potencjał tego miejsca był szokiem.
Bernie – To, co chciałbym powiedzieć, że wspólne budowanie tego naczynia, przestrzeni, otwiera nas na większą energię.. To dlatego, że otwieramy się na różne osoby z różnych kultur. Rozmawiając z Andrzejem zdałem sobie sprawę, że to tak jak z „Solidarnością”, w której on był aktywny. Wielu z was pewnie jest zbyt młodych, żeby to pamiętać. Andrzej powiedział mi o tej energii, która miała taki wpływ. Ja sam kiedyś nie myślałem o takim porównaniu. Czy Solidarność jest uważana za złą w tej chwili w Polsce?
Andrzej - Tak. Chciałbym dodać jedną refleksję, wiemy o tym tutaj. To co pojawiło się w twojej praktyce, Małgosi, mojej, naszej praktyce Zen w ogólności, to było rozumienie, że praktyka i życie nie są oddzielone. Co znaczy, że jeśli praktykujesz, musisz wyjść na zewnątrz. Jeśli nie wychodzisz, to znaczy, że twoja praktyka jest ograniczona, nie jest żywa. Jeśli znasz swoje potrzeby, pragnienia w życiu, musisz wyjść poza to. Zależy od ciebie, co będziesz robił, co wybierzesz. Sposoby działania są różne, ale jedna rzecz jest wspólna – nie zostajesz ze swoją praktyką w pokoju do medytacji, wychodzisz poza. To wszystko, to jest to przesłanie. Jak ty to nazywałeś, Bernie, na początku? Duchowość społecznie zaangażowana. Społecznie zaangażowana – obecnie w Polsce nie kojarzy się dobrze, lepsze jest - zaangażowanie w świat wokół nas.
Spisała i tłumaczyła z angielskiego - Ewa Tarasewicz
Mowa dharmy Roshi Bernie
sessin, październik 2014, Kazimierz Dolny

Przyjechałem tutaj z Amsterdamu, gdzie miała miejsce konferencja, dotycząca transformacji buddyzmu, nie tyle samego zen, co ogólnie buddyzmu. Zostałem zaproszony jako główny mówca, ponieważ przyczyniłem się do tej przemiany w USA, ale też w Niemczech i paru jeszcze innych miejscach. Byłem zaskoczony tym tematem, chociaż sam uważam podobnie, mianowicie, że buddyzm zachodni znajduje się w okresie transformacji, okresie przejściowym, z całą pewnością tak jest w Stanach Zjednoczonych. W tym momencie Zen Peacemakers jest największą organizacją tego typu, największą taką rodziną na świecie, co pokazuje olbrzymie zainteresowanie działalnością zaangażowaną społecznie. W Ameryce mam wciąż masę pracy w tym obszarze, jestem uważany za pioniera i seniora tego rodzaju praktyki duchowej. Mam poczucie, że przyczyniłem się do naturalnej ewolucji serca, która polega na poszerzaniu obszaru zainteresowań i troski. Nie możesz w nieskończoność pozostawać skupionym na sobie i swoich sprawach. Teoretycznie możesz, tylko że wtedy pozostajesz małym, nie rozwijasz się. Kiedy natomiast pozwolisz sercu otworzyć się na to, co na zewnątrz - rośniesz.
Kiedy zaczynałem swoją działalność społeczną w Ameryce, wielu nauczycieli ostro mnie krytykowało, mówiąc, że to nie jest zen. Zen rozumiany był wtedy jako praktyka monastyczna, a o mojej pracy społecznej mówiono, że była kaleczeniem dharmy. Moje rozumienie i osobiste doświadczenie było takie, że dzięki tego rodzaju działaniom jestem coraz bardziej połączony ze światem. A jak można być połączonym ze światem, nie będąc w nim? To nie miało dla mnie sensu. Dzisiaj wciąż jeszcze są ludzie, ale jest ich niewielu, którzy myślą w ten sposób. Niedawno udzielałem wywiadu dla Shambali, z której wywodzi się idea Uniwersytetu Naropy, prowadzę tam warsztaty jako jeden z nauczycieli. W jednym z pierwszych pytań usłyszałem, że nadal są ludzie, którzy krytykują mnie za prowadzenie działań społecznych w ramach buddyzmu. Wiem, że byli tacy 40 lat temu, ale nadal? Okazuje się, że nadal są ludzie, mam na myśli nauczycieli buddyjskich, którzy myślą, że szkodzę w ten sposób dharmie. Generalnie jednak, działalność społecznie zaangażowana w ramach buddyzmu to obecnie bardzo wyraźny nurt w Ameryce.
W buddyzmie amerykańskim, nie jestem pewien jak to jest teraz w Zachodniej Europie, widoczne jest przejście, ewolucja, z praktyki monastycznej do praktyki rodzinnej. To ogromna zmiana i drugi ważny nurt rozwoju. Większość naszych koanów odnosi się do życia w klasztorze. Były stworzone przez mężczyzn, mnichów i opisywały życie klasztorne. Eve, prowadziła ostatnio sessin, w którym brały udział wyłącznie osoby posiadające rodziny. Mamy wiele koanów, pojawiających się w życiu rodzinnym. Posiadanie dzieci w różnym wieku jest źródłem wielu koanów. Eve pracuje obecnie nad książką, która jest zbiorem koanów, opisujących życie rodzinne. Nazywamy je koanami rodzinnymi. To jest nowy nurt w ramach buddyzmu amerykańskiego i Eve nie jest jedyną, która myśli w ten sposób. Mamy nurt feministyczny zainteresowany praktykowaniem buddyzmu w rodzinie, czy poprzez rodziny. Tego nurtu nie widzę jeszcze w Europie. Pewnie on też się tutaj zacznie.
Małgosia prowadziła wiele działań tego typu, całe jej nauczanie można określić jako wnoszenie życia do praktyki. Innymi słowy, pozbywanie się tego rozróżnienia między praktyką a życiem.
Tak, to wydaje się zresztą bardzo naturalne. Jeśli tego nie robisz, może to śmieszne słowo w tym kontekście, ale dla mnie, nie robienie tego jest trochę jak masturbacja. Musimy pamiętać, że buddyzm wywodzi się z tradycji monastycznej i nauczanie, które zostało przeniesione na Zachód zostało przeniesione w formie monastycznej. Nie ma w tym nic złego, ale to nie jest całe życie. Uważam, że zen monastyczny jest bardzo ważny, ale jeśli chcecie, by zen trafił do rodzin, nie może mieć takiej samej formy. Także to, co inne tradycje religijne proponują jako praktykę monastyczną nie sprawdza się w rodzinie. Np. tradycja monastyczna w judaizmie, czy sufizm nie nadają się do praktykowania w rodzinie. To była kwestia czasu, w którymś momencie zdaliśmy sobie sprawę, że struktura monastyczna nie pasuje do problemów, pojawiających się w rodzinie i w świecie. Klasztor chce odseparować się od świata, ale tak naprawdę nie może. Jeśli jesteśmy połączeni ze wszystkim, co jest, nie możesz po prostu odseparować się w klasztorze.
Doceniam praktykę klasztorną, nie wybrałbym tego modelu dla siebie, ale uważam że niesie w sobie pewną wartość. W klasztorze obowiązuje specyficzny system i metody, ale mnisi nie muszą radzić sobie z pytaniami i problemami, wynikającymi z życia w rodzinie. Istnieją też różne systemy monastyczne. Opat bardzo rzadko jest nauczycielem duchowym w klasztorze. Pełni funkcję zarządzającą, czyli jest tym, kto administruje. Nauczyciel jest najczęściej inną osobą, jednym z mnichów. Model monastyczny jest miejscem dla mnichów, ludzi nie posiadających rodziny, którzy chcą spędzić swoje życie praktykując według pewnej formy. To jeden z modeli życia, ale tych modeli jest bardzo wiele.
Jednak nie było to dla nas jasne w Zen Center w LA, gdzie sam praktykowałem. Miejsce to było, można powiedzieć, reklamowane jako miejsce dla rodzin. Kiedy dołączyłem do Zen Center, właściwie na samym początku, spotkałem tam wiele innych rodzin. Było to miejsce przypominające komunę złożoną z różnych rodzin. Myślałem, że to była komuna, ale faktycznie to był klasztor. Ta niejasność spowodowała wiele problemów. Np. byłem w zendo każdego ranka, każdego wieczora i w każdy weekend. To znaczyło, że nigdy nie widziałem moich dzieci, kiedy budziły się i wychodziły do szkoły. Nigdy nie widziałem moich dzieci, kiedy wracały do domu i szły spać. Nigdy nie widziałem ich w ciągu weekendu. To najlepsza droga do zniszczenia rodziny, bo komu potrzebny taki ojciec? I przez to wiele spośród naszych dzieci zostało skrzywionych. Właściwie to był błąd. Gdyby od początku było jasne, że jesteśmy klasztorem, rodziny nie zostałyby włączone w tą strukturę i nie powstałyby wszystkie te problemy. W katolickim klasztorze nie ma rodzin, nie ma dzieci, jest to inny system.
Doceniam różne systemy, ale trzeba być świadomym, czym one są. Ludzie którzy je wybierają muszą wiedzieć, co wybrali. Taka jest moja opinia. Zresztą, znam kilku wspaniałych duchowych nauczycieli, mieszkających w klasztorze, ale oni nie są opatami. Każdy wie, jaka jest ich pozycja, natomiast opat jest powołany do zadań administracyjnych i rozwiązywania problemów organizacyjnych, jak dyrektor zarządzający.
Czym zasadniczo różni się praktyka monastyczna od praktyki w rodzinie?
Kiedy sam zdałem sobie sprawę, że chcę pracować z rodzinami i ze społecznością, uświadomiłem sobie, że nie byłem uczony jak to robić, nie miałem do tego narzędzi. Mój trening odbywał się w zendo, więc byłem bardzo dobrze wyszkolony w formach i mogłem tych różnych form uczyć innych. Byłem dobrze wyszkolony w praktyce koanów, przeszedłem dwa różne systemy koanów, ale zdałem sobie sprawę, że nie miałem narzędzi do pracy poza zendo. Oczywiście, mogłem wszystkich namawiać do medytacji, lubię medytację, ale to było niewystarczające. Przypomniała mi się taka historia, kiedy zaczynałem pracę z bezdomnymi. Pomyślałem, że nie mogę przecież przynieść kiosaku na ulicę i zacząć bić nim ludzi, natychmiast by mnie aresztowali. Moje następne dwadzieścia lat pracy poza zendo, to było szukanie innych narzędzi. Poszukiwanie nowych narzędzi jest dla mnie czymś niezwykle fascynującym. A co dają narzędzia? W mojej opinii, narzędzia umożliwiają ludziom doświadczanie wzajemnego połączenia z życiem. Pytanie, jakie narzędzia są pomocne w świecie biznesu, albo w świecie działań społecznych, albo w świecie sportu, poszukiwanie tych narzędzi było dla mnie fascynujące. Spędziłem wiele lat na tych poszukiwaniach i nadal, można powiedzieć, jestem tym zainteresowany. Teraz moją rolą jest także zachęcanie innych ludzi do tego rodzaju poszukiwań.
Kiedy myślimy o polskiej kulturze, ona bardzo różni się od innych. W samej Ameryce mamy kulturę Nowego Jorku, kulturę Teksasu i wiele innych. Wy sami musicie odkryć, co działa tutaj, ja nie mogę tego zrobić. Mogę zastanowić się, co działałoby w pracy z bezdomnymi na ulicy, bo pracowałam na ulicach Nowego Jorku. Podróżowałem i pracowałem w różnych miejscach na świecie, ale rozumiem kulturę Nowego Jorku.
Na odosobnieniu w Auschwitz staram się zebrać jak najwięcej różnych kultur, ponieważ spotkanie różnorodności wywołuje problemy. Jeśli zgromadzisz wiele różnych kultur w jednym miejscu, ludzie nie wiedzą jak współpracować ze sobą. Zaczynają się złościć na siebie i muszą coś z tym zrobić, muszą szukać rozwiązań. Myślę, że Auschwitz jest pomocny w poszerzaniu rozumienia ludzi, czym jest ich własna kultura. To jest również powód, dla którego uważam, że organizacja Zen Peacemakers powinna być międzynarodowa. Dzięki temu możemy się uczyć od Polaków rzeczy, do których oni sami doszli. Nawet jeśli jesteście inni od nas, wciąż łączy nas wiele podobieństw. Wszyscy jesteśmy ludźmi, mamy podobne doświadczenia, np. wszyscy kogoś kochamy i możemy się wzajemnie od siebie uczyć. Uwielbiam się uczyć, nie jestem nauczycielem, jestem uczniem, który lubi się uczyć.
Możesz nam opowiedzieć o Twojej relacji z Maezumim Roshi?
Meazumi Roshi był moim nauczycielem. Zostałem jego uczniem ponieważ uważałem, że posiadał największą klarowność umysłu spośród wszystkich nauczycieli buddyjskich, jakich znałem. Zacząłem praktykować dość wcześnie i znałem wszystkich wczesnych nauczycieli buddyjskich, którzy przyjechali z Azji, zarówno tybetańskich, jak i nauczycieli zen. W mojej opinii, Maezumi Roshi był bardzo klarowny. Zostałem jego „prawą ręką”, byliśmy bardzo blisko i po wielu latach stało się oczywiste, dla mnie i dla wielu ludzi, że on nadużywał swojej pozycji jako nauczyciel wobec kobiet i że nadużywał alkoholu. I niemalże odszedłem z Zen Center. Trzy czy cztery razy byłem bliski odejścia, ponieważ chciałem mieć nauczyciela, którego styl życia sam chciałbym prowadzić, a jego taki nie był. On miał bardzo ekscytujące i barwne życie, ale ja nie chciałem takiego życia dla siebie. Zostałem ponieważ uważałem, że wciąż mogę się uczyć od niego. I to była prawda, nauczyłem się od niego bardzo wiele, ale jednocześnie mam do siebie pretensje o to, że nie reagowałem. On był Japończykiem i trudno było być z nim szczerym. Kochałem go, ale gdybym miał to powtarzać, odszedłbym od niego. W późniejszym czasie okazało się, że spowodowałem wiele problemów przez to, że nie byłem jednoznaczny wobec tego, co robił.
Jak to jest możliwe, że ktoś, kogo uważamy za oświeconego mistrza niszczy sobie życie w taki sposób?
Nie wydaje mi się to możliwe. W mojej opinii, wszyscy jesteśmy oświeceni tyle, że w różnym stopniu i wszyscy możemy pogłębiać to oświecenie. Później chciałbym powiedzieć trochę więcej o tym, jak to rozumiem. W odniesieniu do Maezumiego Roshi, można powiedzieć, że jego oświecenie nie było całkowite. Widać to w jego zachowaniu. Nie wydaje mi się też, żeby istniał ktoś całkowicie oświecony. To ciekawe, Maezumi był w tamtym czasie blisko zaprzyjaźniony z Trungpą Rinpocze i jako jego asystent towarzyszyłem mu w tych spotkaniach. Działo się wtedy wiele szalonych rzeczy. Jakiś czas później, przestali się spotykać i ze sobą rozmawiać. I pewnego dnia Maezumi wyjaśnił mi, że Trungpa nie może być w pełni oświecony, ponieważ za dużo pije. A ja nie miałem na tyle odwagi, żeby powiedzieć: a co z Tobą?
Czasem trudno jest zaakceptować takie zachowanie u nauczycieli.
Nie wydaje mi się, że trzeba. Takie zachowanie nie powinno być akceptowane. Myślę, że dla nauczyciela to jest bardzo ważne, kiedy student pyta go: co robisz? Jeśli nie ma obustronnej wymiany, wtedy nauczyciel nie może się rozwijać i rosnąć, w mojej opinii. To często zdarza się nauczycielom, podziwiamy ich za bardzo i nie jesteśmy szczerzy w kwestii tego, co uważamy za problem. Nie musimy mówić: jesteś moim problemem. Możemy powiedzieć: mam problemem z tym, ile alkoholu pijesz i że sypiasz z kobietami na prawo i lewo. Ja mam z tym problem. Nie robimy tego, ponieważ to jakby powiedzieć swojemu ojcu to samo. Ale nie mówienie nie pomoże, ani ojcu, ani nauczycielowi. Zawsze zachęcam ludzi, żeby mówili mi, gdzie popełniam błędy. Wtedy możemy uczyć się i dorastać. Jeśli ludzie przestają mówić ci, co myślą, twój rozwój się zatrzymuje, taka jest moja opinia. Ale to było całkowicie zaskakujące, co wtedy Maezumi powiedział mi o alkoholizmie Trungpy. Całe moje życie myślałem o tym, jak to się stało, że nie powiedziałem wtedy niczego? Dlaczego nie otworzyłem się i nie powiedziałem czegoś? Nie mogłem i nie zrobiłem tego, a byliśmy bardzo blisko.
W tamtym czasie, to wydawało się niedopuszczalne, nie śmiałbym powiedzieć tego nauczycielowi. Nie dlatego, żeby go nie zranić, ale po prostu o takich sprawach nie rozmawiało się z nauczycielem. Nauczyciel był gdzieś tam, odległy, jego pozycja wymuszała dystans i nie było dostępu do takich tematów.
Z pewnością, w całej tradycji japońskiej tak było, to był system ściśle hierarchiczny.
Wszyscy dziś wiemy, że jeśli nie ma wymiany między uczniem i nauczycielem, wówczas nie jest on nauczycielem.
Tak, w mojej opinii, dzięki tej wymianie wszyscy się rozwijają. Sytuacja, w której nie możesz być szczerym ze swoim nauczycielem jest dla niego bardzo szkodliwa. To nie znaczy, że cokolwiek mu mówisz jest słuszne, a wszystko, co on mówi jest mylne, ale jeśli nie możesz być szczerym ze swoim nauczycielem w tym, co myślisz, nauczyciel nie może się rozwijać. W moim przekonaniu. Więc ta otwartość nie służy tylko dobru ucznia, ale jest też dobra dla nauczyciela. Proszę więc, bądźcie otwarci wobec mnie.
Czy to nie jest zbyt proste? Każdy może powiedzieć, bo każdy to widzi, że każde zachowanie ma swoje konsekwencje.
To, co chciałem powiedzieć, to nie tyle namawiać do oskarżania, mówienia że sypianie z wieloma kobietami jest złe. Chodzi mi o to, że powinniśmy być szczerzy ze swoim nauczycielem. Możesz powiedzieć: to mnie rani albo to mi się nie podoba. Nie chodzi o to, żeby mówić: ty robisz złe rzeczy. Ale mówić o sobie: nie podoba mi się to, co się dzieje. To mnie bardzo zasmuca. Chcę zostawić zen z tego powodu. Zawsze mówić o sobie. O tym, jak ja się z tym czuję. Chodzi o to, że czasem szczere wyznanie nauczycielowi, co czujemy jest dla nas bardzo trudne. A to nie buduje dobrej relacji, w której każda ze stron może się rozwijać.
Zrozumiałem, że chciałeś usprawiedliwiać to, co Maezumi robił. Z drugiej strony, on był nauczycielem, świadomym człowiekiem, sam powinien widzieć skutki swoich zachowań.
Byłem uważany za jego pierwszego ucznia i gdybym powiedział mu, że to, co robi rani mnie i chcę odejść z tego powodu, to byłoby dobre, i dla mnie, i dla niego. Ale tego nie zrobiłem, nigdy mu nie powiedziałem. On mógłby odpowiedzieć: rozumiem, że czujesz się zraniony przez to, co robię, ale to jest moje życie i tak chcę postępować. Wtedy rozmawialibyśmy o tym i mógłbym odejść. Ale nie zrobiłem tego i wielu uczniów tego nie robi, większość, których znam. Niewielu, których znam zrobiło to, ale 20-, 30- lat później.
Czasem nie mamy wystarczajączego zaufania do naszej relacji.
Ważne jest, żeby wiedzieć, co czujesz. Dla mnie ważne jest, żeby wiedzieć, co czuję i być wystarczająco wolnym, żeby o tym powiedzieć. Dlatego uczymy się praktyki kręgu. Jeśli praktykujesz krąg, obowiązującą zasadą jest to, że nie obwiniamy kogoś innego, ale dzielimy się tym, co sami czujemy.
Spisała i tłumaczyła z angielskiego Mariola Wereszka
« lista artykułów