Krzysztof Karaśkiewicz
15 czerwca 2014, Wilanów
Temat , który chcę poruszyć dotyczy historii, który wydarzyła się 8 lat temu w pewną kwietniową sobotę w Parku Narodowym Kanionów w stanie Utah. Mający wtedy 27 lat grotołaz Aron Lee Ralston wyprawił się samotnie do kanionu Blue John. Zsuwając się w zwężającej się, kilkunastometrowej szczelinie kanionu, Aron stanął na duży głaz ważący ponad 350kg. Głaz obluzował się. Aron zeskoczył i zaczął spadać, ale głaz dogonił go i zakleszczając się między ścianami szczeliny przycisnął jego dłoń. Mimo prób Aron nie mógł już dłoni wydostać. Kamień ważył zbyt dużo. W promieniu kilkudziesięciu kilometrów nie było nikogo; nikt z przyjaciół bądź rodziny nie wiedział, gdzie przebywa. On sam potem powiedział, że tak sobie wyobrażał piekło; całkowita samotność i bezbronność wobec czegoś, co prowadziło do śmierci.
Oglądałem film, ekranizację tej historii i nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że to przytrafia się nam wszystkim. Zostajemy co pewien czas zatrzymani w życiu, co pewien czas nasza „dłoń” jest przyciśnięta przez taki „kamień”, spod którego nie daje się już wyciągnąć. Sytuacja ta jest nieoczekiwana. Zwykle w momencie, kiedy się przydarza nie potrafimy być z nią w zgodzie.
Bycie stale w jedności oznaczałoby życie bez przywiązań. Przywiązania są jednak naturalną cechą umysłu. Czasem pomagają jak codzienne mycie zębów czy medytacja, czasem nie – ważne aby były uświadomione. Soeng Sahn przyznawał, że jest przywiązany do swojej praktyki Buddyzmu Zen. Budda też był przywiązany do swojej praktyki. Z trudem na usilną prośbę Anandy zezwolił na zrzeszanie się mniszek a i to pod wieloma ograniczeniami. Ze współczesnej perspektywy budzi zdumienie, że oświecona osoba miała tego rodzaju wątpliwości. Wiemy też z autopsji, że praktykujący w różnych ośrodkach duchowych czy religijnych są przywiązani do swojej formy praktyki.
Wracając do Arona, w tym pierwszym momencie po zakleszczeniu dłoni był on w lekkim szoku. Dopiero po pewnym czasie zaczął odczuwać ból. Ból to jeszcze nie jest cierpienie. Dopiero gdy dotarło do niego, co się naprawdę wydarzyło, zapragnął wrócić do stanu z przeszłości i zaczął cierpieć. Był wypełnionym życiem człowiekiem, kochał góry i kontakt z górami a sytuacja w której się znalazł wszystko to mu zabierała.
Podobnie jak Aron nie lubimy cierpienia, a jednak jest ono bardzo silnym motywatorem. Zmarły na raka mistrz zen John Daido Loori napisał kiedyś „cierpienie ożywia praktykę i intensyfikuje ją”. Znamy to z własnego życia i ja sam też tego wielokrotnie doświadczałem. Cierpienie potrafi posadzić na poduszce i zachęcić do medytacji w takiej dawce i w takich porach w jakich zwykle tego nie robimy. Gdyby Budda nie doświadczył cierpienia nie ruszyłby się z pałacu.
Każdy z nas wie, czym w jego życiu była ta „dłoń” i jak bolesne może być odcinanie kawałka swojego życia. Każdy z nas kogoś, bądź coś stracił. Niedomknięta żałoba – nieodcięta „dłoń” - pozostawia jakaś część życia martwą.
Jeden z moich kolegów, stracił dwóch dorosłych synów. Młodszego znałem. Uwielbiał góry i zginął w górach. Parę lat później starszy syn zginął w wypadku samochodowym – umierał na oczach swojego synka. Ten kolega zakończył żałobę i powrócił do życia ale jego żona nie potrafiła tej „dłoni” zostawić. Cierpiała do końca życia.
Odcinanie zawsze kosztuje, bo zostawia się nie coś co jest zbędne, ale coś cennego. Jeśli chcemy dalej żyć, po drodze zostawiamy szereg takich wartości i doświadczamy związanego z tym bólu i cierpienia.
Swój koan Aron rozwiązywał przez 127 godzin i jak część z was pewno wie, tak został zatytułowany film o nim. Nie praktykował wcześniej formalnie żadnej duchowej ścieżki a cały proces jego duchowej przemiany został ściśnięty do 127 godzin.
W jednym z wywiadów Aron powiedział: „Mogłem umrzeć w kanionie, ale kiedy się z niego wydostałem, poczułem się, jakbym się urodził na nowo. Jedno życie osiągnęło kres i zaczęło się nowe. Koniec może być też początkiem”.
Czy odcięcie dłoni jest rozwiązaniem tego koanu ? To była odpowiedź Arona Ralstona. Jaka jest odpowiedź każdego z nas ?
Wiemy, że jest taka sytuacja w której na pewno ta „dłoń” pozostanie , każdy z nas zostawi ciało - umrze.
Czasem godzimy się, że jakiś nasz wymiar nie będzie wolny. Będąc świadomymi przekraczamy to ograniczenie. Te ograniczenia ma każdy z nas i one nas do siebie przybliżają. Zdawali sobie z tego sprawę garncarze japońscy robiący czarki do herbaty. Po zdjęciu z koła garncarskiego niemal doskonale symetrycznej formy, upuszczali ją na ziemię deformując w sposób unikalny.
Chciałbym opowiedzieć anegdotę o mistrzu Ryokanie, znanym z takich „ograniczeń”.
„Mistrz Ryokan uwielbiał grywać w go. Jednak denerwował się, kiedy przegrywał. Pewnego razu grał z niejakim Tomitori, rządcą Jizodo, wygrywając prawie za każdym razem. Gospodarz udając złość powiedział wówczas: Jest to niewybaczalny nietakt, kiedy przychodząc do kogoś z wizytą pokonujesz go. Zabraniam ci mnie odwiedzać." Mistrz wyszedł zdruzgotany.
W drodze powrotnej do domu wstąpił do nas. Sprawiał wrażenie bardzo przygnębionego, tak jakby coś leżało mu na sercu. Kiedy mój dziadek spytał Mistrza o co chodzi, ten odpowiedział: Pan z Jizodo zbeształ mnie". „To straszne!", powiedział dziadek, „pójdę przeprosić go za ciebie".
Następnego dnia obaj poszli do domu pana Tonitori. Dziadek próbował przepraszać go za brak ogłady Mistrza. Ten natomiast cały czas pozostawał na zewnątrz, bojąc się wejść do środka. Zdecydował się na to dopiero na wyraźne zaproszenie. Co więcej, gra w Go, natychmiast zaczęła się od nowa!”
Jego lęk go ograniczał a jednocześnie dzięki puszczaniu czynił go wolnym.
Z naszej praktyki koanowej przybliżają sytuację Arona Lee Ralstona dwa koany, koan z listy, „Jak wydostać się z kamiennego grobowca, zamkniętego od zewnątrz?” oraz koan Człowiek Kyogena z Mumonkan, „To jest jak człowiek na drzewie, który zwisa trzymając się gałęzi ustami. …… Pod drzewo przychodzi inny człowiek i pyta go o znaczenie przybycia Bodhidharmy z Zachodu. Jeśli nie odpowie nie spełni potrzeby pytającego. Jeśli odpowie straci swoje życie. Jak w takiej chwili powinien odpowiedzieć?”
W tej historii gałąź jest stanem relatywnym. A pytanie Jakie jest znaczenie przybycia Bodhidharmy z Zachodu ? – można by zastąpić innym Jak wyraża się w nas życie właśnie w tym momencie? Ten pytający człowiek pod drzewem to nasza sytuacja życiowa, to ona nas pyta, pyta nas samo życie. Arona Ralstona, który znalazł się w takiej życiowej pułapce życie zapytało „Co zrobisz, nie masz za dużo czasu, a jeśli nie zrobisz nic, umrzesz?”
Zatem życie nas pyta i udziela w nas odpowiedzi, nawet jeśli temu przeszkadzamy i tego nie widzimy. Czasem trzeba poczekać.
Z koanem Człowiek Kyogena wiąże się osoba mistrza Kyogena Chicana, ucznia barwnego i pełnego energii Issana Reiyu. Kyogen był erudytą, człowiekiem gruntownie wykształconym, co w jego czasach było powszechne. Issan widząc te erudycyjne skłonności zadał mu pytanie, „Jaka jest twoja pierwotna twarz przed narodzeniem rodziców?” Kyogan zaczął studiować książki, zapiski, komentarze, przeczytał jeszcze raz sutry. Nie znalazł odpowiedzi. Przybity poszedł do Issana i powiedział mu, „Nie znalazłem odpowiedzi. Powiedz mi”. Wtedy Issan odrzekł, „Mógłbym tak zrobić, ale wtedy, w przyszłości robiłbyś mi wyrzuty”. Wtedy Kyogan pomyślał „Pusty brzuch nie wypełni się obrazami jedzenia”, spalił swoje książki i zdecydował się spędzić resztę życia wykonując proste czynności. Znalazł samotnię i latami wykonywał taką praktykę jaką wykonujemy tutaj. Któregoś dnia zamiatał przed swoją chatą i kamyk spod miotły uderzył w bambusowe drzewo. Wtedy doświadczył oświecenia. Wrócił do Issana i powiedział „W istocie twoja życzliwość jest większa niż życzliwość mojej matki i mojego ojca. Gdybyś mi to wtedy powiedział, nigdy nie doświadczyłbym tak wielkiej radości”.
« lista artykułów