Byle do wiosny...
Na poziomie hormonalnym również wykazujemy dymorfizm płciowy, co oznacza, że u każdej płci, „z grubsza”, za relacje odpowiada inna substancja. U kobiet jest to oksytocyna, której wytwarzanie podczas karmienia piersią warunkuje wzmocnienie więzi między matką a dzieckiem (przytulanie i pieszczoty mogą być odpowiedzią na dramatyczne męskie pytanie: „Co zrobić, by między nami było lepiej?”; oksytocyna wydziela się również w kobiecym ciele podczas masażu). W męskim ciele za tego typu integracyjne funkcje odpowiada wazopresyna, wydzielana podczas ejakulacji.
W długotrwałych relacjach na pierwszy plan wysuwa się adrenalina. Najzdrowiej jej optymalny poziom, nie grożący atakiem serca i innymi dramatami, można sobie zapewnić przez wspólne uprawianie ulubionej dyscypliny sportu, taniec czy inną aktywność fizyczną. Nie od dziś wiadomo, że najfajniejsze związki, których trwałości tak zazdrościmy, tworzą ludzie porwani wspólną emocjonującą pasją, która ma przełożenie na kondycję ich ciał. Tu staje mi przed oczami para moich długoletnich pacjentów, którzy grubo po 60-tce regularnie jeżdżą wspólnie na rowerach, organizując parę razy w roku dla siebie i swoich znajomych, długie tego typu trasy – a to w Dolomitach, a to w słowackich Karpatach, o norweskich lodowcach nie wspominając. Lub inne pełne życia i energii małżeństwo, regularnie od czasów studiów spotykające się z grupą przyjaciół na taneczne wieczorki. Albo para skądinąd bardzo zaangażowanych zawodowo anestezjologów, połączona pasją dalekich podróży i wspólnego klubu tanga, z którą miałam przyjemność brać lekcję tegoż w Buenos Aires. Lub zaprzeczające wszelkim konwencjom małżeństwo (z różnicą wieku niemal 20 lat i młodszym partnerem), spędzające każdą wolną chwilę na wyprawach speleologicznych. I to wszystko na tle rzeszy kwękających na swój stan zdrowia 50 – 60 – latków, marnujących połowę swojego życia pod gabinetami lekarskimi, połowę swoich – zwykle skromnych dochodów – wydających na „nowe”, intensywnie reklamowane leki (wg. badań rynku farmaceutycznego Polacy są jednymi z jego najlepszych konsumentów w Europie, co jak widać wcale nie poprawia jakości ich życia w wieku średnim, który wg. nich uważany jest za podeszły).
Nawiasem mówiąc, regularna aktywność fizyczna uznawana jest teraz podstawę piramidy żywieniowej, czyli czynnik bardziej rzutujący na stan naszego zdrowia niż rodzaj preferowanej przez nas diety. Jednym z najbardziej zabójczych dla zdrowia naszej populacji (z tendencją wzrostową) stanów chorobowych, jest zespół metaboliczny, związany z tzw. otyłością brzuszną, skutkujący cukrzycą (i jej powikłaniami) oraz zaburzeniem wydzielania innych (niż insulina) hormonów. Oprócz tego podczas uważnego ruchu wydzielają się endorfiny, czyli hormony szczęścia. Mogę także z własnego doświadczenia potwierdzić, że regularnie uprawiany sport (w moim przypadku 5 × w tygodniu po 1-2 godz.) zdecydowanie poprawia samopoczucie i moje zdolności adaptacyjne. Podczas kiedy moje współpracownice nie są w stanie funkcjonować w pracy bez stymulacji kofeiną, ja mogę obyć się bez tego, dysponując równie wysokim poziomem energii. Warto wiedzieć, że aktywność ruchowa jest bardziej fizjologiczna przed południem – najlepiej z rana (zwłaszcza dla osób zmęczonych po przebudzeniu, z „workami” pod oczami, czyli wykazujących sub- lub nawet już kliniczne objawy niedoczynności tarczycy). Osoby intensywnie ćwiczące wieczorem mogą być zbyt „rozkręcone” i mieć problemy z zasypianiem. Podczas ćwiczeń najlepiej sprawdza się trening interwałowy, czyli okresy bardzo intensywnych ćwiczeń (powodujących znaczne przyspieszenie akcji serca), przetykane ćwiczeniami wymagającymi mniejszego wysiłku. Taki zresztą system treningu stosowany jest przez profesjonalnych sportowców jako najbardziej efektywny. Osobom, które sport z jakichś przyczyn odstręcza, pozostaje regularne wyprowadzanie psa, spacery, rezygnacja z samochodu lub autobusu na rzecz transportu pieszego lub roweru oraz ignorowanie windy. I tu nasuwa mi się przykład najlepiej zarabiającego, bodajże w Szczecinie lub Gdańsku, radiologa, który w wieku pod 80-tkę, z energią młodziana „obskakiwał” wszystkie swoje (liczne) miejsca pracy na piechotę, w tym fakcie upatrując przyczyn swej długowieczności i świetnej formy.
Co jeszcze może nam poprawić nastrój w długie zimowe wieczory? Otóż nie do przecenienia są robótki ręczne! Badania wykazały, że w ich trakcie także wydzielamy endorfiny! By nie popaść w zimową depresję, eksponujmy się na tak cenne o tej porze roku światło słoneczne, które pozwoli zsyntetyzować naszym ciałom witaminę D3 – bohaterkę ostatnich światowych kongresów endokrynologicznych, uznawaną za niemal panaceum, skuteczne od depresji po słabość mięśniową i kostną, nie wspominając o zasługach w leczeniu gruźlicy przed erą antybiotyków. Na naszej szerokości geograficznej (plus ostatnio w wyniku używania kremów przeciwsłonecznych) niemal każdy z nas ma jej niedobór. Z braku ekspozycji musimy zadowolić się przyjmowaniem doustnym (w towarzystwie tłuszczy, które sprzyjają jej wchłanianiu) do 2000 jej jednostek dziennie (zwłaszcza o tej ciemnej porze roku). Nastrojowi i bezproblemowemu trzymaniu się naturalnego rytmu snu i czuwania, sprzyja też intensywne (nawet sztuczne) oświetlenie rano zaraz po przebudzeniu. Dostępne są specjalne lampy emitujące światło o spectrum zbliżonym do słonecznego, którymi naświetlamy głowę od przodu, jeśli nie one – to mocne żarówki o intensywnym świetle w naszych domach.
Mam nadzieję, że garść tych uwag pozwoli przetrwać nam w dobrej formie do wiosny.
Agnieszka
« lista artykułów